NAJWIĘKSZE KRADZIEŻE SKARBÓW KULTURY NARODOWEJ

Zuchwała kradzież z 4 na 5 sierpnia 1987 roku z kościoła “Bożego Ciała” w Bieczu (woj. krośnieńskie) wstrząsnęła wszystkimi mieszkańcami południowej Polski. W sześć godzin po ujawnienia rabunku postawiono na nogi całą ówczesną milicję województw: krośnieńskiego, katowickiego, tarnowskiego, rzeszowskiego, gdańskiego i szczecińskiego.

Na wszystkie przejścia graniczne wysłano telefonogramy ze zdjęciem malowidła. W pierwszą niedzielę po ujawnieniu przestępstwa biskupi wielu diecezji polecili wiernym modły w intencji odzyskania tego bezcennego wręcz działa.

Płótno zostało stworzone w latach 1555-1570 i było wzorowane na “Piecie florenckiej” Michała Anioła. Jak uznają historycy sztuki jego autorem najprawdopodobniej był jeden z uczniów Battista Franko, mieszkaniec Mantui Marcello Venusti, Jacopino del Conte lub Daniel da Volterra.Naukowcy do dziś dnia nie są zgodni co do drogi, którą przybył on do Polski. Prawdopodobna wydaje się wersja, która stwierdza, że do Rzeczpospolitej przywiózł go Spytko Jordanas, kasztelan krakowski. Inni historycy przychylają się do opinii, że

“Opłakiwanie” znalazło się w Rzeczpospolitej

za sprawą posła i sędziego grodzkiego, Piotra Sułowskiego. W 1604 roku obraz przekazano w darze proboszczowi Biecza.O tym, ze polska wersja jest wprost bezcenna przekonali rodaków Anglicy, którzy przed wybuchem II wojny światowej chcieli go kupić za 350 tys. funtów szterlingów.

Od tamtego czasu wartość dzieł sztuki na wszystkich światowych aukcjach wzrosła wielokrotnie. Ile więc warte było skradzione dzieło? Milion dolarow? Kilka milionów?

W lipcu 1987 roku w tarnobrzeskim areszcie śledczym siedzieli w jednej celi: Leszek J. i Zbigniew W. Pierwszy został zatrzymany w związku z włamaniem, drugi za nielegalny wówczas obrót walutą. Obu delikwentom, z braku dostatecznych dowodów winy, udało się wykręcić od odpowiedzialności w efekcie czego znaleźli się na wolności.

Para nowych przyjaciół

spotkała się w Krygu, rodzinnej miejscowości Leszka J. oddalonej o 12 km od Biecza. Tu w domowych pieleszach hucznie opijano własny spryt, który pozwolił im uniknąć odpowiedzialności. W czasie bankietu Zbigniew W. zainteresował się obrazem, o którym obaj rozmawiali w trakcie odsiadki.

– To jest coś jak Śmierć albo zdjęcie Chrystusa – mówił z przejęciem Leszek J. – Nieistotna nazwa. Grunt, że ten bohomaz wart jest tysiące dolców.Rozmowie przysłuchiwała się żona Zbigniewa W., która dołączyła do interesu.

– Z obrobieniem kościoła nie było problemu – kobieta zezna w późniejszym śledztwie. – Dobry łom starczył na księżowskie kłódki i skoble.

Dalej poszło już w try miga.Przez kilka pierwszych dni po rabunku malowidło ukrywano na przedmieściach Katowic. Z prasy przestępcy dowiedzieli się, iż rzeczywistość przerosła ich oczekiwania.

Obraz wart był miliony

i szukała go cała milicja Polski. Złodziejska trójka szybko pojęła, że skradziony “olejniak”, jak potocznie nazywali “Opłakiwanie Jezusa Chrystusa”, którego w kraju nikt nie kupi. W efekcie kłopotliwy pakunek upchnięto kolanami do malucha i z powieziono do rodzinnej miejscowości Leszka J.Szóstego dnia funkcjonariusze trafili do Michała C., który w sierpniu siedział w areszcie z Leszkiem J. i Zbigniewem W.

– Pamiętam pewnego dnia na spacerniaku łaziłem za ich plecami. W pewnej chwili Lechu zaczął mamrotać o jakimś obrazie, co to jest wart fortunę. Podniosłem słuchy, żeby lepiej odbierać. Ale jak tamci mnie zobaczyli to zamilkli.

Działania katowickich milicjantów, którzy aresztowali Zbigniewa W. doprowadziły do ujawnienia w jego maluchu mikrośladów, które eksperci kryminalistyki zidentyfikowali jako odpryski farby.

Tego samego dnia ujęto Leszka J.Dziesiątego dnia od chwili kradzieży ten ostatni przyznał się do zorganizowania skoku oraz wskazał miejsce ukrycia płótna.

Paweł Szlachetko

1274
ZRODLO ARTYKULU

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *