Podróż po życiu poprzednim

Grudzień 1944 roku. Amerykanie wreszcie powstrzymali kontrofensywę Niemców w Ardenach. W czasie świątecznej kolacji generał porucznik George Smith Patton, dowódca 3. Armii Amerykańskiej w Europie, tryska humorem. Wojska Rzeszy straciły pierwszy impet. Ich pancerne uderzenie nie przyniosło spodziewanego efektu. Inicjatywę przejęli alianci.

Zatem wieczór upływa w prawie domowej, jak na frontowe warunki, atmosferze. Oczywiści dominującym tematem jest wojna! Pod koniec spotkania, przy cygarach i kawie, rozmowa schodzi na niedawną wizytę generała, sprzed kilku tygodni, nad rzeką Mataurus we Włoszech. Patton odwiedził to miejsce zaproszony przez pułkownika Scotta, historyka w mundurze. Zwiedził wtedy jedno z najsławniejszych pól bitewnych w II wojnie punickiej, która toczyła się miedzy Republiką Rzymską, a Kartaginą (lata 218-201 p.n.e.).

Świat sprzed 22 wieków

Na miejsce generał przyjechał w otoczeniu oficerów. Po krótkim spacerze, wskazując na rozciągającą się przed gośćmi równinę Scott zaczął opisał wydarzenia rozgrywające się w 207 r. p.n.e. Wówczas to wyniszczona wieloletnią wojną armia rzymska była słabsza od wojsk, z którymi Hannibal przybył do Italii dziewięć lat wcześniej. Mimo to w decydującym roku wojny oligarchowie z Kartaginy nie nadsyłali swojemu wodzowi obiecanych posiłków, obawiając się wzrostu potęgi rodu Barkidów, z którego pochodził Hannibal. Dlatego też jego brat, Hazdrubal, wyruszył z pomocą z Hiszpanii. Jego armia spotkała na swej drodze legiony republiki i została zniszczona, a on sam zginął w bitwie. Pozbawiony szans na otrzymanie posiłków Hannibal wycofał się na południe Italii i tam zawzięcie odpierał ataki rosnących w siłę wojsk Rzymian.

Pułkownik z zapałem opisywał rozstawienie szyków armii kartagińskiej: gdzie stały słonie, punicka piechota i kawaleria. Generał Patton, który ze zmarszczonymi brwiami słuchał przewodnika w pewnym momencie przerwał: „Wcale tak nie było jak pan opowiada, pułkowniku. Kawaleria Hazdrubala nie znajdowała się nie na flance prawej, lecz lewej i to bliżej środka czołowej kolumny”.

„Przepraszam – odpowiedział pułkownik zwracając się z szacunkiem należnym dowódcy, ale i odrobiną irytacji, – Na temat tej bitwy istnieje wiele dokumentów historycznych i wszystkie są zgodne co do tego, że kawaleria stała właśnie tam, gdzie pokazałem. Dlaczego zatem, generale, twierdzi pan inaczej?”.

Ten w odpowiedzi wzruszył ramionami i odpowiedział pewnym głosem: „Jak to skąd? Byłem tu. Przecież dowodziłem rzymską kohortą.” ((łac. cohors) – jednostka taktyczna armii rzymskiej licząca ok. 1100 żołnierzy, odpowiednik operacyjny współczesnego batalionu – dop. P.S.)).

Nie było to bynajmniej powiedziane w formie żartu i otoczenie Pattona osłupiało. Z lektury pamiętników generała można się dowiedzieć, że wierzył on w reinkarnację. Co dało mu tę pewność, by zaprzeczyć słowom pułkownika Scotta i twierdzić, że przed wiekami brał udział w jedne z decydujących bitew antycznego świata?

Aldous Huxley, przytoczył to zdarzenie podczas XIV Międzynarodowej Konferencji Psychologii Stosowanej w 1961 roku. Wyraził on wówczas pogląd, że był to typowy przypadek objawienia się tzw. doświadczenia wizjonerskiego.

Zetknął się z nim w sposób jeszcze bardziej spektakularny, pisarz Raymond Abbelio, gdy wędrował po Algierii. Opisał on swoje przeżycia w książce „Aktywiści” („Les militants, wyd. Ramsey).

W Tipasa – jak opisuje Abbelio – zwiedzałem ruiny forum i cmentarza rzymskiego. W pewnym momencie wydarzyło się coś dziwnego, co uświadomiłem sobie w pełni dopiero kilka dni później. W pewnym momencie moi koledzy oddalili się w kierunku autokaru. Zostałem sam. Stałem nieruchomo wśród kamiennych nisz opróżnionych ze szczątków zmarłych. Byłem oszołomiony upałem dnia i wydobywającymi się spod ziemi wyziewami, unoszącymi się z ludzkich popiołów zmieszanych z ziemią. Za sobą słyszałem głuchy szum morza. Przede mną, wokół kamiennych płyt rozsadzanych przez trawę, rozpościerał się olbrzymi amfiteatr rudych i fioletowych wzgórz Tellur.

I nagle wydało mi się, że przeszłość zaczyna gwałtownie ogarniać teraźniejszość i brać ją w posiadanie. Skamieniały ze zdumienia zacząłem rozpoznawać krajobraz, odnajdując w nim wspomnienia swoich minionych losów i przeszłych namiętności.

Tuż przy mnie spali feniccy marynarze pośród splątanych sznurów zniesionych z okrętów na brzeg. W oddali widziałem ustawiający się bojowy szyk rzymskich legionów. Do moich uszu docierały krótkie i zwięzłe rozkazy, po których następowało formowanie się manipułów (w skład rzymskiej kohorty wchodziły 3 manipuły, każdy manipuł liczył ok. 350 żołnierzy – dop. P.S.). Otaczający mnie krajobraz napełnił się nieruchomą obecnością ludzi. A ja w pewnym momencie zacząłem iść naprzeciw tej uzbrojonej rzeszy. Byłem, jakbyśmy to dziś nazwali, negocjatorem i na mnie skupiła się uwaga wszystkich. Klakson autokaru przerwał mój „sen” w momencie, gdy miałem zacząć przemawiać.

Refleks w lustrze pamięci.

Doświadczenie wizjonerskie polega na nagłym przebłysku na horyzoncie zwykłej świadomości. Według innej definicji to: ulotna wizja, niekiedy raptowna, jak mgnienie oka, innej rzeczywistości aniżeli ta, którą poznaliśmy w trakcie naszego życia.

Doświadczenia George’a Pattona czy Raymond Abbelio mogą wydawać się spektakularne. A jednak bez wyjątku wszyscy, jakkolwiek w różnym stopniu, mamy dziwne wrażenie, że nasza świadomość pokazuje obrazy, które jakby są urywkiem z zupełnie innego filmu.

Zjawiskiem tym interesowała się psychologia transpersonalna. Rozważania nad nia można znaleźć w pracach takich badaczy jak: Abraham Maslow, Stanislas Grof, Roberto Assagioli i Charles Tart, którzy w latach 60-tych pierwsi wprowadzili do nauki pojęcie zmienionych stanów świadomości, lub „podróży po życiu poprzednim

Ostatnimi laty temat ten podjął Francis Patryc Drouot w swej pracy pt. „Od istnień poprzednich do istnień przyszłych” („Des vies antérieurs aux vies futures” wyd. Rocher). Drouot z wykształcenia fizyk porzucił karierę naukową, aby wraz ze swoimi pacjentami „podróżować” po ich poprzednich wcieleniach.

„Przeprowadziłem – zanotował w swej pracy – „podróże” ponad 1500 pacjentów i stwierdzam, że kierunek ich życia radykalnie się zmienił, gdy po konfrontacji z dawnym sobą w pełni rozpoznali i zrozumieli minione wydarzenia ze swego przeszłego życia”.

Można to różnie komentować. Według mnie mamy do czynienia z procesem, który bardzo przypomina proces psychoanalityczny. Wystarczy na chwilę zapomnieć, że chodzi o wspomnienia życia przed życiem i cóż pozostanie? Bolesne wspomnienie, które nasza świadomość wolała odrzucić i zamknąć w „zbiorniku” potocznie nazywanym podświadomością.

Paweł Szlachetko

Polecam swoje powieści z duchowym twistem. 😊 https://virtualo.pl/?q=Pawe%C5%82%20Szlachetko

1639
ZRODLO ARTYKULU

Dodaj komentarz