Zjadacz grzechów

Kiedy w dawnej Anglii ktoś umierał, a ksiądz nie mógł w porę przybyć, żeby wyspowiadać konającego, rodzina wzywała zjadacza grzechów, który miał umożliwić gasnącemu dostanie się do nieba.

Wezwany siadał przodem do drzwi. Na piersi konającego stawiano talerzyk z kawałkiem chleba i soli, a zjadacz wołał głośno: „Dobry człowieku, odejdź w pokoju. Opuść nasze domy, wioskę, pola i ścieżki. Dla twojego spokoju ducha ja zastawiam własna duszę. Amen” Następnie zjadał chleb zamaczany w soli.

W innych miejscowościach, jak np. w Llanllyfni, na piersi umierającego kładziono gorący kartofel. Gdzie indziej znowu przesuwano po zmarłym dzban z piwem i talerz z kromką chleba, które po ceremonii oczyszczenia podawano zjadaczowi.

W  „Encyclopedi Britannica” można znaleźć informację, że ostatni raz zwyczaj ten zaobserwowano w Market Drayton, w hrabstwie Shropshire, w 1893 roku. Do dziś dnia w wiosce Ratlinghope znajduje się  grób   Richarda Munslow  uznawanego na wyspach za ostatniego zjadacza ludzkich grzechów.

Z czasem owa tradycja zamieniła się pośmiertne stypy, w trakcie których zaczęto podawać  „pogrzebowymi ciasteczkami”. Pieczono je na słodko, lub też podawano z ostrymi przyprawami. Zawsze jednak ozdabiano je stosownymi symbolami, w których rzecz jasna królowały: skrzyżowane piszczele, czaszki, oraz kościotrupy.

Owe ciasteczka nadal  są popularne na wsi angielskiej. W XVIII wieku zwyczaj ten dotarł do Ameryki, gdzie jeszcze sto lat temu po ceremonii pogrzebowej podawano je rodzinie i przyjaciołom zmarłego.

Paweł Szlachetko

994
ZRODLO ARTYKULU

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *