“Ubique daemon!” – okrzyk ten przez wiele lat rozbrzmiewał w pewnym wirtenberskim opactwie w XV wieku, gdzie biedny ojciec Richalm doznawał mąk straszliwych od sił piekielnych. Biedak nie mógł znaleźć bodaj jednej chwili, by nie słyszał diabelskiego chichotu.
Oto, jak wyznawał nieszczęśnik, diabły wlazły mu do brzucha, przyprawiając go o wielkie zawroty głowy, tudzież okrutne boleści żołądka.
Kiedy braciszkowie z czcią pochylali głowy w modlitwie, Richalma natychmiast nachodził sen. Natenczas z ust jego z wielką mocą dobywało się chrapanie, które zakłócało innym nabożne skupienie.
Polowanie na grzesznika
Udręczony mnich w szeleście habitu zdawał się słyszeć czarci drwiący śmiech. Swędzące miejscami ciało mogło znaczyć tylko jedno: iże waporami piekielne demony starają się przeniknąć w duszą moją. Bezmyślnie owinięta wokół palca słomka była jawną oznaką sieci zarzucanej na wielebnego.
W tym miejscu warto przyznać, iż ówcześni mieli się czego obawiać. Oto według nauk znawców przedmiotu świat cały pełen był harcujących biesów, czartów, diabłów, demonów, czarnoksiężników i czarownic.
Jeden ze średniowiecznych teologów mocą swej mądrości dowodził, iż nasz padół łez zaludnia 10 000 bilionów smolistego pomiotu. Rodzimy duszpasterz, ks. Bohomolec, uważał, że mrocznych pokrak jest mnie, bo zaledwie 15 miliardów.
Skromniejsi w tej przerażającej wyliczance byli ówcześni kabaliści. Ci określali liczbę biesów, która przypadała na jednego śmiertelnika, zaledwie na 11 000 czartów (tysiąc z prawej strony każdego nieszczęśnika a pozostałe 10 tys. z lewej).
Literatura średniowieczna oraz późniejszych stuleci, jak i przekazywana z ust do ust wieść gminna głosiła, że oto taki św. Hilary podczas jednej ze swych podróży kuszony był przez belzebuba kiściem winogrona, w które diabli pomiot się zamienił. Innym znów razem święty mąż był namawiany do niecnoty szklanką miodu i trzosem podsuniętych mu dukatów. Głośny był czartowski podstęp, kiedy to do papieża Sylwestra II czart próbował zbliżyć się pod postacią pudla. Św. Coletta widziała diabła przyobleczonego w skórę lisa, lwa i żmii.
Bywało jednak i tak, że diabeł przynosił ratunek! W 1413 roku pewien mieszczanin wyłgał się od kary za obcięcie nosa kobiecie. Gdy stanął przed ławnikami z całą mocą oświadczył, że: w owym nochalu diabła wszetecznego ujrzałem a chcąc ratować nieszczęśnicę natychmiast dobyłem noża, którym poczyniłem Bogu miły użytek. Jak wszyscy łatwo pojmą po takim dictum obwiniony natychmiast został puszczony wolno, zaś oszpeconej nakazano: by radowała się, iże większe nieszczęście ją nie spotkało.
Czartowski skok w bok
Znowu pewien rozpustnik tłumaczył, że zniewolił pannę, gdyż ta zwabiła go do swej alkowy diabelskimi pomrukami, które on nieszczęsny wziął za śpiew syreni. I ten, cwaniak, wywinął się od niechybnej kary.
Ponieważ, jak napisano wyżej, przejawów mocy piekielnych była niezliczona ilość, zacytujmy niektóre z wybranych przezwisk czartowskich (żeby w razie czego wiedzieć przeciw komu strzec się należy!). Te określenia, swego czasu, budziły wielkich strach na ziemiach polskich: Diabeł, Szatan, Bies, Lucyper, Napaśnik, Kusiciel, Pokusa, Kaduk, Gniewnik, Kusy.
Każdy region naszego kraju nadawał również imiona własne piekielnikom kryjącym się na rozstajach dróg np. w próchniejących wierzbach. I tak pradziadowie owym stworom nadali imiona: Farel, Orkiusz, Opses, Loheli, Latawiec, Chajdesz, Harab-Myśliwiec, Kozyra, Wąsacz oraz Kiczka.
W aktach sądowych, zapisanych w 1645 roku w Poznaniu, można wyczytać, że spalona na stosie czarownica w czasie całego grzesznego żywota spółkowała z diabłami: Tchórzem, Rokickim, Trzcinką, Pacholicą i niejakim Rogalińskim.
Dziś (miejmy nadzieję) piekielnych pomiotów jest wokół nas o wiele, wiele mniej. Jednak sama tylko ostrożność podpowiada, iż życie cnotliwsze jest bardziej opłacalne od grzesznego. Zatem lepiej nie grzeszyć, a jakby co zaszeptało nam za uchem, to sięgajmy po sprawdzony średniowieczny poradniki: Jak z dyabłem pokuśnym mocować się należy.
Paweł Szlachetko
(m. in. na podstawie J. Tuwima, „Czarty polskie”)
1668